Obudziłam się, ale nie chciało mi się otwierać oczu.
Poczułam, że mam podwiniętą koszulkę i, że ktoś jeździ palcem wzdłuż mojego
kręgosłupa. To było przyjemne. Harry przestał na chwilę i zaraz poczułam jego
usta na swojej skórze. Nieświadomie westchnęłam. Chłopak znowu przestał.
- Obudziłem cię? – zapytał, czułam jego ciepły oddech na
skórze.
- To była najprzyjemniejsza pobudka na świecie – wyszeptałam
i obróciłam się na plecy.
Harry uśmiechnął się i poprawił moją koszulę, tak żeby
zakrywała mi brzuch. Położył się koło mnie, a ja musnęłam palcami jego
policzek. Idealny. Podniosłam się i podparłam jedną ręką. Drugą natomiast
zaczęłam gładzić tors Harrego. Również idealny. Kąciki jego ust się podniosły,
a ja przygryzłam jedną wargę. Nachyliłam się by go pocałować i nagle do pokoju
wpadł Louis.
- Harry! Zaraz mamy samolo… Oo! – chciał cofnąć się do tyłu,
ale w głąb pokoju wepchał go Zayn.
- Spakowaliśmy cię i przywieźliśmy ciuchy na przebranie nie
musisz – popatrzył na nas i na chwilę się zaciął – dziękować – dokończył
ciszej.
W pokoju zapanowała cisza. Nikt się nie ruszał, ani nic nie
mówił. Ramiączko zsunęło się z mojego ramienia. Czułam się trochę niezręcznie.
Mały świat mój i Harrego został zburzony, a magiczna atmosfera zakłócona.
- Yhm – odchrząknął Harry. – Możecie wyjść?
Lou i Zayn popatrzyli po sobie i wyszli. Malik rzucił tylko
żebyśmy się pośpieszyli.
- Chyba już będę się zbierał – stwierdził Harry i podniósł
się z łóżka.
Na podłodze leżały ciuchy o których mówił Zayn. Harry szybko
je ubrał. W tym samym czasie ja też przebrałam się w jeansowe rurki i zwykłą
białą bokserkę. Moje włosy tym razem nawet bez czesania wyglądały w porządku.
Loczek popatrzył na mnie przepraszającym wzrokiem. Uśmiechnęłam się smutno i
przytuliłam go.
- To nie twoja wina – powiedziałam. – Będzie mi tu smutno
bez ciebie.
- Będę dzwonił najczęściej jak mogę – pocałował mnie w
czoło, a ja poczułam łzy napływające mi do oczu.
On tylko wyjeżdżał do USA, a nie umierał. Taka była jego
praca. Nie wiedziałam, że to będzie takie trudne. Dotychczas spędzałam z nim
każdy dzień. Teraz miało się to zmienić.
Wyszliśmy z pokoju trzymając się za ręce. Chłopcy już
czekali na Harrego w przedpokoju. Na nasz widok otworzyli drzwi. Louis poruszał
znacząco brwiami, a ja pokręciłam głową. Już wiem o co temu śmiesznemu
zboczeńcowi chodziło.
Harry puścił moją rękę i zaczął ubierać buty. Objęłam się
ramionami i oparłam o ścianę. Gdy już przyszykował się do wyjścia Zayn i Louis
już stali za drzwiami. Harry przekroczył próg.
- Do zobaczenia – powiedział i musnął moje usta.
- Chyba w nocy się wystarczająco pożegnaliście – zawołał
Louis, ale Zayn walnął go w ramię i pokręcił głową.
- Widzimy się na skype? – zapytałam i złapałam go za
koszulkę. Harry pokiwał głową. – Będę czekać.
Uśmiechnęłam się smutno i przyciągnęłam go do siebie. Nasze
usta się złączyły. Nie chciałam go tam puszczać. Wszędzie pewnie roiło się od
dziewczyn w bikini na wrotkach. Zayn odchrząknął. Harry cofnął się do tyłu, a
ja poczułam się samotna. Wyszli. Zamknęłam za nimi drzwi. I spojrzałam na
zegarek. Za półtorej godziny miałam być na przymiarce.
- Zbieramy się już powoli? Wstąpimy jeszcze do jakiejś
kafejki czy coś – uśmiechnęłam się.
Czułam, że gdyby nie Diana pobiegłabym z płaczem za Harrym.
Zaczynałam wariować na jego punkcie. Na początku zachowywałam pewien dystans,
ale teraz on zniknął. Po prostu zniknął. Zniknął tak szybko, jak pojawiła się
świadomość tego, że byłam gotowa wszystko dla niego zostawić.
- Jasne – Diana odwzajemniła uśmiech.
Zamówiłyśmy taksówkę. Miała przyjechać za dziesięć minut.
Rzuciłam tylko swoje imię i nazwisko, a postarali się. Miałam swoje przywileje.
Powoli zbierałyśmy się do wyjścia. Gdy byłyśmy już na dole taksówka czekała.
Weszłyśmy do środka i nagle mój telefon zadzwonił. Serce zabiło mi mocniej.
- Halo? – odebrałam z myślą, ze to Harry.
- Mogłabyś przyjechać na przymiarkę teraz? – zdziwiłam się i
spojrzałam na wyświetlacz. Nie Harry. – Wcześniej miałabyś wolne.
- Hmm… Jasne. Nie ma sprawy – powiedziałam siląc się na
rzeczowy ton i rozłączyłam się. – Zmiana planów. Najpierw przymiarka, potem
kafejka.
Podałam adres taksówkarzowi, a ten ruszył. Nie jechałam do
żadnego znanego domu mody. Czasami wybierałam też tych mniej znanych
projektantów, albo tych początkujących. Kiedyś też przecież taka byłam. Mała i
nieznana. Zdana na łaskę innych. Czasami po prostu trzeba wykorzystywać swoją
pozycję. Starałam się tego nie robić za często.
W końcu dojechaliśmy na miejsce. Zapłaciłam i wyszłyśmy z
taksówki. Jak na mało znanego projektanta Sam wybrał sobie niezłe miejsce na
pokaz. Mała rezydencja w stylu wiktoriańskim. Na pewno miała piękne wnętrze.
Szykował się pokaz domowy.
Zapukałam do drzwi. Otworzył je sam Sam (hahahahhaha nie
mogłam się powstrzymać, przepraszam). Nie tracąc czasu na przywitanie wciągnął
nas do domu i popchał do innego pomieszczenia. Miło jest być traktowanym jak
przedmiot, jednak mimo tego roześmiałam się.
- Też miło cię widzieć Sam – zachichotałam.
- Przepraszam, ale mamy małe opóźnienie. Pokaz ma być w
ogrodzie, ale żywopłoty źle wyglądają na tle trawy…
- To straszne – zakryłam usta dłonią.
- Amy pokarze ci twoje ciuchy – jak na zawołanie podeszła do
mnie krótko ścięta dziewczyna.
Zaprowadziła mnie do wieszaka.
- Te spodnie, ta
bluzka, ta i ta sukienka – podała mi ciuchy i odeszła pomóc jakiejś innej
dziewczynie, która dopiero co przyszła.
Postanowiłam najpierw przymierzyć spodnie i bluzkę. Spodnie
jasnoróżowe, długości 7/8 w stylu Brigitte Bardot i takiego samego koloru
sweterek z rękawami ¾. Ściągnęłam bokserkę i założyłam sweterek. Był miękki w
dotyku i odsłaniał moje ramiona. Zabrałam się za zakładanie spodni. Ściągnęłam
swoje rurki i zaczęłam zakładać te projektu Sama. Po chwili poczułam opór.
Zatrzymały my się na udach. Poczułam jakby ktoś wbił mi lodowaty sopel w
żołądek.
- Sam?! – zawołałam jakbym zaraz miała się rozpłakać.
- Co się stało? – chłopak wszedł do garderoby.
Wszędzie było pełno wieszaków z ciuchami, ale bez problemu
mnie znalazł. Uniósł brwi z geście zdziwienia.
- Jakiś problem? – zapytał.
- Nie mogę ubrać tych spodni – wykrztusiłam.
Chłopak patrzył na mnie przez chwilę, a potem odwrócił się
na pięcie. Zrezygnowana ściągnęłam spodnie i sweterek. Przyjrzałam się swojemu
odbiciu w lustrze obok. Przecież…
- Amy dała ci złe spodnie i bluzkę. Twoje są te – podał mi
ciuchy, które wyglądały tak samo jak te co leżały koło mnie.
- Są takie same – zauważyłam.
- Nie. Te są większe – wyjaśnił, położył ciuchy na krześle
obok mnie i zabrał tamte.
Jak zahipnotyzowana założyłam nowe spodnie i sweterek. Amy
obejrzała mnie i stwierdziła, że wyglądają dobrze. Pierwsza sukienka była cała
biała, miała krótkie rękawy i rozkloszowany dół. Sięgała mi do kolan i wszędzie
miała poprzyszywane jasne koraliki, albo przezroczyste cekiny. Ta tez pasowała.
Druga była czerwona, miała zabudowana górę i również rozkloszowany dół. Była
dobra.
Przebrałam się w swoje ciuchy i pożegnałam się z samem.
Miałam wrócić za godzinę. Diana czekała na mnie na jakimś krześle w
przedpokoju. Na mój widok wstała.
Poszłyśmy do najbliższej kafejki.
- Co bierzesz? – zapytałam przyjaciółkę gdy podali nam karty
dań.
- Chyba… Deser lodowy czekoladowo-miętowy – odpowiedziała.
- No tak – zaśmiałam się. Czekolada i mięta to było jej
ulubione połączenie. – A ja des… Wodę. Nie mam na nic ochoty. Chcę wodę –
stwierdziłam.
Diana popatrzyła na mnie dziwnie. To było niecodzienne, że nie chciałam jeść, ale teraz… Jakoś nie miałam apetytu.
Hhahahaah! Co wy na to? Podoba wam się?
Znacie jakies mało znane blogi?
Komentować! ♥♥♥
loff ju soł macz