Podajcie mi swoje!
OTO MÓJ NOWY. NA RAZIE GOŁY, ALE PRACUJĘ NAD NIM!
sobota, 27 kwietnia 2013
piątek, 29 marca 2013
Rozdział 39 „Standing on a hill in my mountain of dreams”
Po słodkim śniadaniu
i prysznicu, który oczywiście wzięliśmy osobno rozjechaliśmy się do swoich
hoteli. Teraz dopiero zauważyłam jakie głupie było wynajmowanie pokoju na jedną
noc. Jak… Jak… No. Wszyscy pewnie wiedzieli co moglibyśmy tam robić. No i
pewnie zrobilibyśmy to gdyby nie to, że Harry nielegalnie mnie upił i zasnęłam.
Naprawdę nie wiem co on we mnie takiego widział. Zasnęłam kiedy mieliśmy się
kochać! Nie chorowałam na narkolepsję, ani nic… Harry powiedział mi jednak,
żebym się nie martwiła. Że zrobimy to kiedy indziej. Jasne. Łatwo mu mówić. On
mógłby to zrobić nawet w windzie. Ja chciałam zadbać o nastrój. Tak jak wtedy.
Było pięknie, ale nawet tego nie zauważyliśmy. No cóż… Miał rację. Może
następnym razem uda mi się nie zasnąć. Zamiast wódki będę piła red bula, albo
coś w tym stylu.
Weszłam do swojego apartamentu, który dzieliłam z Dianą. Już
była na nogach. Ona zawsze szybko wstawała. Nawet kiedy u niej kiedyś
nocowałam. Potrafiłam spać do dwunastej kiedy ona już wszystko zrobiła i czułam
się dziwnie przy jej rodzicach.
- Jak tam twoje… rozdziewiczenie? – zapytała zerkając na
mnie ze znaczącym uśmiechem. Czułam, że się rumienię.
- Nijak – mruknęłam rozglądając się po całym mieszkaniu.
Było bardzo ładne. Urządzone w typowym dla takich hoteli minimalistycznym
stylu.
- Jak to? – zapytała zdziwiona nie odrywając wzroku od
laptopa. – Postanowiliście się ujawnić. Wow! No to gratu…
- Co?! – natychmiast do niej podbiegłam. Na stronie, którą
otworzyła było pełno zdjęć moich i Harrego. Nie widziałam nawet kiedy oni je
robili. To… - Masakra – stwierdziłam. Diana zrozumiała mnie. Wcale się nie
ujawniliśmy. – Włącz to – powiedziałam wskazując na filmik, który figurował pod
nazwą dowód. Zamurowało mnie. To… To… Zayn. Zabiję go. Zabiję. Umrze. One
direction będzie miało czterech członków. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i
drżącymi palcami wybrałam numer do Nialla. Był ostatnią osobą do której
dzwoniłam więc było najszybciej. Harry pewnie jeszcze nie wrócił do nich.
Wyszłam na balkon. Nie wiedziałam dlaczego tak strasznie przeraziło mnie to, że
ktoś może się dowiedzieć. Może po prostu… nie chciałam być kolejną dziewczyną
Stylesa? Nie taką którą będzie później obgadywał w wywiadach, ani taką do
której fanki będą przysyłały listy z groźbami. Nie, żebym teraz nie dostawała
takich wiadomości. Ale… pewnie byłoby ich więcej. Nie przejmowałam się nimi
zbytnio i nie mówiłam o nich Harremu. Bo po co? Przecież miał swoje problemy.
Ja byłam jego problemem i ja też miałam problemy. Moim zdaniem były jednak mało
znaczące. Przecież Perrie, albo Danielle też coś takiego dostają. Prawda? –
Niall? – zapytałam czując jak mój żołądek zawiązuje się w supeł. – Dasz mi…
- Gratuluję rozdziewiczenia! – wydarł się w słuchawkę Lou.
- Dzię… Skąd wiesz, że jestem dziewicą? – spytałam marszcząc
brwi.
- Harry nam powiedział – gdy to usłyszałam z ust jego
najlepszego przyjaciela zrobiło mi się wstyd. Jezu… Pewnie teraz mieli mnie za
dziecko. I pewnie mieli mnie na głośniku. Cholera. – Powiedział też, że jest
twoim pierwszym chłopakiem i, że…
- Nie chcę wiedzieć – przerwałam mu niezgodnie z prawdą.
Byłam cholernie ciekawa co jeszcze im o mnie naopowiadał. – Dasz mi Zayna…? –
zapytałam siląc się na miły ton. Umiałam udawać jeśli chodziło o takie rzeczy.
Nie wiem nawet po co chciałam z nim rozmawiać jak znając siebie i tak nie
wygarnęłabym mu tego co myślę. Taka już byłam. Bałam się, że ktoś się na mnie
obrazi.
- Jego… Jego tu nie ma – powiedział Niall. Nie wierzyłam mu.
- Uhm… - no cóż. Mogłam, albo wygarnąć mu co o nich myślę co
myślę o tym co zrobił Zayn i zrobić z siebie idiotkę, albo nie powiedzieć nic i
zrobić z siebie idiotkę. Czułam się jak idiotka. Miałam wrażenie, że się ze
mnie śmieją. Zrobiło mi się strasznie przykro. Czułam te łzy cisnące mi się na
powieki. Cholera! Pewnie zbliżał mi się okres czy coś… Westchnęłam pocierając
ręką czoło. – To cześć…
Nacisnęłam czerwoną słuchawkę i kucnęłam opierając się o
barierkę. Przygryzłam policzek od środka wpatrując się w ścianę przede mną. W
głębi duszy czułam, że nieco przesadzam, ale… ja te wszystkie rzeczy mówiłam
Harremu, nie całemu zespołowi tylko Harremu. I jasne. Oni wszyscy są
wspaniałymi chłopakami, ale… Nie muszę się wszystkim zwierzać, prawda? Co
jeszcze Harry im powiedział? Hm…? Ja Dianie nie mówiłam wszystkiego co
wiedziałam o Harrym bo ona była moją przyjaciółką i mówiłam jej moje sekrety,
nie Harrego. Czułam się oszukana. No cóż. Zawsze można udawać, że nic się nie
stało. Ostatnio przecież byłam bardzo dobra w kłamaniu. Cały czas powtarzałam,
że między mną i Harrym nic nie jest. Wszyscy to łykali, nie? No… może nie tak
dokładnie bo cały czas pojawiały się jakieś plotki, ale… Nie wiedzieli
wszystkiego. A teraz będę kolejną nie dziewczyną Harrego z którą uprawiał seks.
Najlepszy tytuł jaki mógł mi się dostać? Nie sądzę. Cenie się trochę wyżej niż na
kochankę jakiegokolwiek chłopaka. Nawet nie chciałam wiedzieć ile bolesnych
zdań dzisiaj wypowiedziano na mój temat.
Wstałam i uśmiechnęłam się do mojego odbicia w szybie.
Weszłam z powrotem do pokoju gdzie zastałam Dianę wpatrującą się we mnie z
zatroskanym wyrazem twarzy.
- Mamy lody? – zapytałam jak gdyby nigdy nic.
- Ehm… No coś tam powinno być, ale… - przyjaciółka chyba
zrozumiała, że nie miałam ochoty na zwierzanie się. – Jak znowu zrobisz całą
miskę bitej śmietany nawet na to nie popatrzę!
- Żebyś wiedziała, że zrobię! – zaśmiałam się. – I zjesz to!
Z zamkniętymi oczami!
Perspektywa Harrego.
No cóż. Wieczór nie wyszedł tak jak to planowała Caroline,
ale było… miło. Uśmiechnąłem się sam do siebie przekraczając próg swojego
pokoju. Przewróciłem oczami widząc na swoim łóżku Lou.
- Nic ci nie powiem – wystawiłem mu język siadając koło
niego. No cóż… W sumie nie miałem co mu opowiadać patrząc na to, że nic nie
robiliśmy, ale… on nie musiał tego wiedzieć.
- Nie o to chodzi Harreh – Tomlinson przygryzł lekko dolną
wargę na co ja zmrużyłem podejrzliwie oczy. Nachyliłem się lekko w jego stronę
i powąchałem go.
- Co ty robisz…? – Louis odsunął się ode mnie ze zdziwioną
miną.
No cóż… Ja chciałem sprawdzić czy jest pijany. Kiedy za dużo
wypijemy to potrafimy robić straszne głupoty. Zanim poznałem Caroline po
wizycie w klubie wmawiałem Lou, że Larry to romans i, że dalej nie możemy się
ukrywać, że powinien zerwać z El i ogólnie… Czasami lubię sobie poczytać różne
opowiadania…
- Ehm… Wącham cię? – odpowiedziałem pytaniem.
- Harry… Nie dziwie się, że niektórzy mówią, że jesteś
dziwny… Nie jesteś psem. Ludzie się nie wąchają na przywitanie – tłumaczył mi
jak jakiemuś idiocie.
- Serio? Oh… Nie wiedziałem. To dlatego ten facet dziwnie
się na mnie patrzył – palnąłem się otawrtą dłonią w czoło.
- Żartujesz, nie?
- Coś ty!? – prychnąłem.
- Dobra… Nieważne… Wczoraj robiliśmy z chłopakami twitcama
i… Zayn tak jakby się wygadał, że jesteś z Caroline… - Louis złapał mnie za
ręce jakby bał się, że zaraz wstanę i zacznę szukać mulata. – Nie gniewaj się
na niego.
-Nie będę się na niego gniewał… - uśmiechnąłem się widząc
zdziwioną minę przyjaciela. – Może w końcu Caro zdecyduje się to powiedzieć na
głos… Powinienem mu podziękować – mrugnąłem do przyjaciela i przytuliłem go po
czym wstałem i wyszedłem z pokoju na poszukiwanie Zayna.
Po pierwsze chciałabym Was wszystkich bardzo przeprosić za
tą przerwę.
Jesteście wielkie! Jak 6 osób może dobić do 100 komentarzy?!
Serio… Podziwiam Was!
Ja chciałabym powiedzieć, że nie wiem czy będę kontynuowała
tego bloga. Moim zdaniem jest nudny, a poza tym z fazą na Larry’ego dziwnie mi
pisać, że Hazza kocha dziewczynę. Haha xd.
Więc możliwe, że zacznę pisać o Larrym, ale nic nie
obiecuję.
Gdybym zaczęła nowy blog byłby on o niebo lepszy od tego.
Ten jest… jakiś taki… drętwy. Taki jak milion innych. Z Larrym pewnie też by
tak było, ale nie byłby już taki… cienki. Tak myślę.
Więc pozdrawiam Was.
Dziękuje za to, że ze mą tu byłyście.
Zostawcie adresy do swoich blogów.
Może zacznę bloga o Larrym, ale nic nie obiecuję.
niedziela, 20 stycznia 2013
Rozdział 38 "I'm the only who has to choose"
- Czas na twitcam! CZAS….NA….TWITCAM! – Niall skakał po
całym hotelu zwołując chłopaków do pokoju Liama. Starał się mówić poważnym,
grubym głosem. Niczym zapowiadający walki na ringu sędzia. ‘W prawym narożniku
wierne, żądne krwi, nieśmiertelne… Proszę państwa przed wami…. Directionerki!!!
A w lewym narożniku… oczekiwany przez nie od dłuższego czasu, nieco wstawiony…
Czy to pomaga mu odnosić sukcesy? Twitcam!!!’ Nie dało się ukryć, że chłopcy są
już pijani.
Gdy Niall zapędził już wszystkich do pokoju Liam odpalił
laptopa i zaczęło się. Śmiali się, wygłupiali, śpiewali. I nagle… ‘Gdzie jest
Harry?’
- Pieprzy się z Ca – Louis zaczął kaszleć tak, żeby
zagłuszyć Zayna. Jednak dało się słyszeć. Oj dało. ‘Caroline’.
Po skończonym twitcamie wszyscy zwrócili głowę ku
czarnowłosemu. Patrzyli na niego wyczekująco. Z minami w stylu…
- Serio? – odezwał się Liam. Nie miał nic do związku tej
dwójki. W końcu powinni to zrobić. Harry od kiedy ją poznał za często brał
prysznic. Wszyscy domyślali się co on mógł pod tym prysznicem robić. Rozumiał,
że Malik jest pijany, że może w tej chwili nie rozumieć o czym mówi, ale… Bez
przesady.
- Co? – czarnowłosy zrobił zdezorientowaną minę. Już zapomniał
o tym co mu się wymsknęło. Zapomniał już nawet o tym jak wyglądało zakończenie
twitcama. Zapomniał ilu ludzi go mogło oglądać, a ile go mogło nagrać.
- Wiesz, że ludzie jeszcze nie wiedzą, że oni są razem…
Powinieneś być ostrożny… - Niall spuścił wzrok. Czuł się zgnieciony przez
rozeźlony wyraz twarzy Zayna. Nikt nie rozumiał dlaczego tak negatywnie
reagował na tę dwójkę. Pokłócił się z Harrym? Z Caroline? Od kiedy wsadzili go
do samochodu. Od razu zaproponował klub. I pił najwięcej.
- Może najwyższy czas im powiedzieć? – warknął wstając. Nie
miał ochotę na rozmowę z nimi.
- To ich decyzja – Lou zmarszczył brwi. Jego Harry sam
decydował o tym co powiedzieć, a co nie. Zayn nie powinien się, wtracać.
- Jesteśmy zespołem, a ona tylko dziewczyną. Powinniśmy
razem decydować o naszym życiu…
- Zayn. Idź – Louis pokręcił głową. Harry w końcu znalazł
sobie kogoś przy kim mógł pozbyć się opinii dziwkarza. Kogoś na którym mu
zależało. Byli zespołem, byli przyjaciółmi. Powinni się cieszyć ze szczęścia
drugiej osoby.
Czarnowłosy trzasnął drzwiami na co reszta zamknęła oczy.
Niall i Liam już chcieli biec za nim. Żeby go przepraszać. Jak zwykle, ale
Louis powtrzymał ich gestem ręki.
*Z perspektywy Harrego*
Wszedłem do łazienki i patrzyłem się chwilę na swoje odbicie
w lustrze. Zaczerwienione policzki, przyśpieszony oddech, rozczochranie włosy.
Zaraz miałem zrobić to z NIĄ. Z Caroline. Naszły mnie jednak wyrzuty sumienia.
Zrobiłem to wcześniej. Zdradziłem ją. Czy powinienem jej o tym powiedzieć?
Chyba miała prawo znać prawdę. Oddawała mi siebie całą. Byłem jej pierwszym i
jak miałem nadzieję ostatnim. Chciałem powiedzieć o nas światu, a po
dzisiejszej nocy miałem nadzieję, że się zgodzi. Mógłbym w końcu normalnie
chodzić z nią za rękę. Przecież ludzie i tak domyślali się, że coś między nami
jest. Teraz będzie mógł powiedzieć, że tak, że są razem. Kochał ją ponad życie.
Ponad wszystko. Wiedział, że ona nie jest z tego zadowolona. Był gotów zostawić
dla niej wszystko, a ją to przerażało. Dlatego nie chciała mówić o tym światu.
Wiedział, że nie chce być kolejną zdobyczą Stylesa. Założyłem prezerwatywę.
Chciałem tego. Ona tego chciała. Będziemy razem na zawsze. To co wcześniej
robiłem nie będzie się liczyło. Tylko ja i Caroline. Ta jedyna. Wyszedłem z
łazienki…
*Perspektywa Caroline*
Czułam jego ciepło, bliskość, czułam, że patrzy się na mnie
i… się śmieje! Otworzyłam oczy i zamrugałam nimi parę razy zdezorientowana. W
pokoju było dziwnie jasno. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, czy cokolwiek
pomyśleć poczułam usta Harrego na swoich.
- Kocham cię – powiedział uśmiechając się szeroko i głaszcząc
mnie po policzku.
Mnie nie udzieliła się jego radość. Poczułam się jakby ktoś
kopnął mnie w żołądek. Jak mogłam niczego nie pamiętać. Wyszedł założyć
prezerwatywę, a ja położyłam się i czekałam aż wyjdę i…
- Zasnęłaś – powiedział lekko zagryzając dolną wargę, żeby
powstrzymać śmiech. Otworzyłam szeroko oczy.
- Że co?! – zapytałam lekko piskliwym głosem, chłopak się
roześmiał. – O mój Boże! Przepraszam Harry. Przepraszam. Nie chciałam, żeby tak
wyszło. Tylko się położyłam i zamknęłam oczy. Jezu… Nie zrywaj ze mną – wzięłam
go za rękę, a ten popatrzył na mnie przestając się śmiać. – Proszę… - jęknęłam.
Jak mogłam cos takiego zrobić? Jak mogłam zasnąć? Jak?!
Przecież tak to planowałam. Tak go chciałam, a… ZASNĘŁAM. Jak jakaś kompletna
idiotka? Może pomyślał, że jest przereklamowany czy coś? Nie… Chyba sobie nic z
tego nie robił.
- Nie będę z tobą zrywał – zmarszczył lekko brwi i się
uśmiechnął. Poczułam wielką ulgę. Nie chciał ze mną zerwać. To dobrze. To
bardzo dobrze. – To nie twoja wina… - pogłaskał mnie po policzku.
No tak. Harry twierdził, że to nie moja wina, więc tak było.
Był starszy, mądrzejszy, więcej widział. Miał rację. Ale czyjaś musiała być.
Prawda? Więc jeśli nie moja…
- Zgadzam się – uśmiechnęłam się do niego i położyłam na
nim. Podniosłam głowę tak, żebym mogła spojrzeć mu w oczy. Uśmiechał się. Był
taki piękny. Taki mój. Był… Po prostu Harrym. – To twoja wina – zmarszczyłam oczy, a on swoje szeroko otworzył. Uniósł brwi z
geście zdziwienia i już otwierał usta, ale ja położyłam na nich palec, żeby go
uciszyć. – Upiłeś mnie – powiedziałam wolno i przejechałam palcem po jego
dolnej wardze. – Z premedytacją – dodałam. – Masz coś na swoje
usprawiedliwienie Harry Stylesie? – zapytałam podnosząc jedną brew.
Chłopak otworzył szeroko buzię, jakby zastanawiał się co
dopowiedzieć. Pewnie nie myślał, że mogę być aż taką idiotką i zwalić wszystko
na niego. Jednak mogłam. Zrobiłam to. Nie wiem po co. Jest rano, jestem śpiąca,
mój chłopak się ze mnie śmieje, jest mi wstyd. Muszę się na kimś wyżyć, a on i
tak nie bierze sobie moich słów na poważnie. Wie, że jestem idiotką. Wie, że
zachowuję się jak siedmiolatka. Dlaczego on w ogóle chce ze mną chodzić? Cały
czas się nad tym zastanawiam. Przecież nie mogę mu niczego dać. Nie poprowadzi
ze mną jakiejś bardzo inteligentnej konwersacji, ani nie uprawia ze mną seksu.
Do czego ja mu byłam? Do czego? Może jakiś zakład…? Założył się o mnie?! Nie…
Harry taki nie był. Chyba… W końcu znałam go od początku wakacji. Czy to trochę
nie za krótko? Skarciłam się w myślach za takie rozmyślania. Nie powinnam
myśleć. Powinnam przestać myśleć. Jest pięknie. Mam przystojnego,
inteligentnego i wspaniałego chłopaka, który nie tylko jest mi wierny, ale i
nie jest na mnie zły za to, że z nim nie sypiam. Jest idealnie. Jest idealnie….
Za idealnie. Och! Przestań! Przestań myśleć!
- Kocham cię i ty mnie kochasz. Jesteśmy w sobie zakochani –
powiedział patrząc mi prosto w oczy. – To broni się samo.
Zamrugałam parę razy oczami. Miał rację. A nie mówiłam, że
jest mądry? Zaśmiałam się cicho i pocałowałam go. Chłopak odwzajemnił mój
pocałunek. Nie musiałam być tak idealna jak on. Nie musiałam robić nic. On i
tak mnie kochał. Chociaż byłam kompletnie niewinna, niedoświadczona i nie
oglądałam wiadomości.
PSIKUS!
Ona bd dziewicą ever. A przez ten post.. pewnie mnie
znienawidzicie. Ale patrzcie na to z tej strony, że on ją zdradził. I wgl. I wiecie.
Mam napisane dwa rozdziały, które ukażą się.. za długi czas. Znając mnie. Ale są
już napisane. Hahha. i… nie chce jej az tak zeszmacić, ale teraz widzę że ona
jest jakaś dziwna. Taka za idealna i wgl. -.- nie wiem. Jakoś tak. Mam już
pomysły na 3 inne opowiadania. Xd . jedno z liamem jedno z.. sama nie wiem i
drugie też.
Ale mam na razie iluvyouhazza
i trzeba ją rozdzwiewiczyć! Ale kiedy..?
Przepraszam za rozdział, za brak seksu i za nieobecność.
niedziela, 30 grudnia 2012
Rozdział 37 "Come on and love me you wanna get it boy"
Popatrzyłam na chłopaka pytającym wzrokiem.
- Teraz?
Harry tylko uśmiechnął się uspokajająco. Odgarnął moje włosy na lewą stronę
i zaczął całować mnie po szyi. Coraz mniej delikatnie, coraz bardziej
zachłannie. Jego dłonie powędrowały wzdłuż moich pachwin i zsunęły trochę moje
spodenki. Wstrzymałam oddech. Nie wiedziałam czy chcę, czy nie chce przestać.
- Spokojnie – wyszeptał Harry. – Nikt nas nie widzi… Nic złego się nie
stanie – przygryzł płatek mojego ucha.
Zamknęłam oczy i przechyliłam głowę dając mu lepszy dostęp do mojej szyi.
Usłyszałam jak mówi ‘Grzeczna dziewczynka.’, a we mnie zapłonął żywy ogień.
Obiecałam już, że zawsze będzie mnie miał. Czułam podniecenie i adrenalinę.
Mieszanka wybuchowa. Harry zaczął pieścić moje miejsca intymne przez cienki
materiał stringów, które miałam na sobie. Chciałam, żeby zobaczył je dopiero w
hotelu, ale… Tutaj pewnie i tak nie widział ich dokładnie. Chłopak włożył mi
rękę pod koszulkę i dotknął mój stanik od dołu. Mój oddech przyspieszył.
- Caroline! – znowu ktoś nam przerwał. Teraz jednak się cieszyłam. Robić
takie rzeczy na fotelu w barze pełnym facetów nie jest dobrym pomysłem. –
Puszczamy fajerwerki!
Harry zaklął pod nosem i zapiął mi spodnie. Zachichotałam. Wstałam z
fotela, Harry zrobił to samo i dosłownie wylaliśmy się z baru razem z resztą
wstawionych klientów. Pomysłodawcą poszczania sztucznych ogni był Bunny.
Nazywali go tak bo biedak miał słabość do króliczków, a szczególnie do swojego
białego Tygrysa. Ci faceci byli śmieszni, silni, ale śmieszni. Szczególnie gdy
posiedzieli sobie w barze trochę dłużej.
Chłopak jednak nie chciał stać razem z wszystkimi więc odciągnął mnie w bok
i z dala od reszty położyliśmy się na trawie. Widziałam, że Harry był wkurzony,
ale co miałam poradzić.
- Masz chcicę – zaśmiałam się, a chłopak zrobił się czerwony. Nawet w
słabym świetle gwiazd to widziałam. – Nie wstydź się – pogłaskałam go po
policzku. – To normalne. Chciałbyś mnie poczuć – wyszeptałam mu do ucha. –
Chciałbyś żebym krzyczała twoje imię… Harry… Harry… - loczek zacisnął szczęki.
Jak ja uwielbiałam się z nim droczyć. – A ja jestem tutaj. Obok ciebie. Tak
blisko, a ty nic nie możesz zrobić…
- Jesteś okropna – jęknął chłopak.
- Kocham cię – przytuliłam się do niego i zaczęłam się wpatrywać w niebo.
Jak diamenty wysypane na czarnym satynowym materiale. Po chwili w piskiem i
trzaskiem, ku radości wszystkich wystrzelił pierwszy fajerwerk. Uśmiechnęłam
się. Za moment wystrzeliły kolejne. Niebo było całe w kolorowych pióropuszach.
Harry wstał, a ja zdezorientowana patrzyłam się na niego.
- O co..?
- Zatańczy pani? – Harry nachylił się do mnie z wyciągniętą ręką.
- A.. – zaśmiałam się. – Ależ naturalnie, Haroldzie.
Chłopak pokręcił głową z uśmiechem i przyciągnął mnie do siebie. Zaczęliśmy
tańczyć, a Harry śpiewał mi piosenkę Franka Sinatry. Zaczęłam się cicho śmiać.
Czy on wszystko o mnie wiedział? Lubiłam Franka Sinatrę, odkąd… Odkąd… Odkąd
usłyszałam go pierwszy raz. Tak samo jak uwielbiałam musicale i Marilyn w tym
wszystkie filmy w których występowała. A jeśli Harry zacznie się za nią
przebierać. Wyobraziłam go sobie w sukience i wybuchłam śmiechem. Chcąc się
opanować wtuliłam twarz w zagłębienie szyi chłopaka.
- Jesteś zbyt doskonała by być realną
Nie mogę oderwać od ciebie wzroku
Byłbym w niebie mogąc cię dotknąć
Tak bardzo pragnę cię trzymać
Nareszcie miłość przybyła
I dziękuję Bogu, że jestem żywy
Jesteś zbyt doskonała by być realną
Nie mogę oderwać od ciebie wzroku
Wybacz mi sposób w jaki na ciebie
patrzę
Nie można cię z niczym porównać
Twój widok mnie osłabia
Nie ma słów by to opisać
Ale jeśli czujesz to co ja
Proszę powiedz mi, że to prawdziwe
Jesteś zbyt doskonała by być realną
Nie mogę oderwać od ciebie wzroku
Kocham cię dziecinko i jeśli ci to
nie przeszkadza
Potrzebuję cię dziecinko by ogrzać
się podczas samotnych nocy
Kocham cię dziecinko, uwierz słysząc
jak to mówię
O kochanie, nie opuść mnie błagam
O kochanie, teraz gdy cię odnalazłem
zostań
I pozwól mi się kochać,
Dziecinko pozwól mi się kochać..
Jesteś zbyt doskonała by być realną
Nie mogę oderwać od ciebie wzroku
Byłbym w niebie mogąc cię dotknąć
Tak bardzo pragnę cię trzymać
Nareszcie miłość przybyła
I dziękuję Bogu, że jestem żywy
Jesteś zbyt doskonała by być realną
Nie mogę oderwać od ciebie wzroku
Kocham cię dziecinko i jeśli ci to
nie przeszkadza
Potrzebuję cię dziecinko by ogrzać
się podczas samotnych nocy
Kocham cię dziecinko, uwierz słysząc
jak to mówię
O kochanie, nie opuść mnie błagam
O kochanie, teraz gdy cię odnalazłem
zostań
O kochanie, uwierz słysząc jak to
mówię
Potrzebuję cię kochanie gdy
przyjdziesz w deszcz
O kochanie, teraz gdy cię odnalazłem
zostań
I pozwól mi się kochać, pozwól mi
się kochać...
Harry odchylił mnie do tyłu i pocałował. Fajerwerki skwierczały nad nami, a
tłum krzyczał co chwilę. Wyklinali, słychać było, że są pijani i od nas też
czuć było alkohol, ale… To było piękne. Wiedziałam, że ci faceci już zapomnieli
o naszym istnieniu, ale to chyba była największa rzecz jaką zrobiliśmy w
większym gronie osób.
- Harry – wyszeptałam wtulając się w niego i miętosząc jego koszulę –
myślę, że powinniśmy już jechać. Do hotelu.
Chłopak spojrzał na mnie z błyskiem w oku i od razu wyciągnął telefon i
zamówił nam taksówkę. Powygłupialiśmy się jeszcze trochę i już prawie Harry
przekonał Elliota, żeby dał mu się przejechać na swoim harleyu razem ze mną,
ale taksówka przyjechała wyjątkowo szybko. Pożegnałam się z wszystkimi oprócz
Jerome’a. On miał swoje pieprzone humorki. Pod pewnym względem strasznie
przypominał mi Zayna. Tyle, że z Malikiem nigdy się nie przyjaźniłam. Reszta
chłopców prawdę mówiąc była mi trochę obca. Niby przebywałam z nimi i wkręciłam
ich w akcję z porwaniem, ale… To nie było to. Nie przejmowaliśmy się tak sobą.
Oczywiście lubiliśmy się, jako fanka naprawdę ich kochałam i można powiedzieć,
że ‘znałam’, ale to co piszą w sieci, a prawda lekko odbiegają od siebie. Nie
mówię, że to kompletne kłamstwo tyle, że człowieka nie można poznać czytając o
nim. Nie w taki sposób. Nie mogłam im o wszystkim powiedzieć tak jak Dianie.
Harremu mogłam zaufać, ale też, co jest straszne, nie chciałam mu mówić
wszystkiego. Zwykle były to same głupoty jak jakieś hejty od fanów 1D. Nie chcę
mu zaśmiecać głowy takimi bzdurami.
Gdy jechaliśmy w stronę hotelu Harry był wyjątkowo rozmowny. Gadał z
kierowcą i cały czas śpiewał piosenki puszczane z radia. Śmiałam się z niego i
w pewnym momencie przypomniałam sobie o jego kamuflażu. Schowałam go do…
torebki z bielizną. Rozejrzałam się po samochodzie, ale nigdzie jej nie było.
Westchnęłam i popatrzyłam na uchachanego Harrego. Nie wyglądał jakby miał w
głowie to co na siebie założę. Bardziej zajmowało go śpiewanie przebojów Abby.
Zatrzymaliśmy się pod hotelem i wysiedliśmy. Szybko ruszyłam w stronę
recepcji i podałam swoje nazwisko. Dostałam klucz i wciągnęłam Harrego do
windy. Ten ze śmiechem zaczął całować mnie po szyi, ale ja lekko go odepchnęłam.
Zakręciło mi się w głowie.
- Harry! Uspokój się! Jesteś już dorosłym mężczyzną i to ty powinieneś
upominać mnie, a nie ja ciebie – powiedziałam z poważnym wyrazem twarzy po czym
widząc minę chłopaka roześmiałam się.
- Mówiłem ci kiedyś, że cię kocham? – zapytał tym swoim seksownym tonem, a
pode mną ugięły się nogi.
- Wspominałeś raz, czy dwa – mruknęłam i oparłam się o niego starając
utrzymać równowagę.
Wpadliśmy do pokoju i szybko zamknęliśmy za sobą drzwi.
W towarzystwie własnych chichotów opadliśmy na łóżko namiętnie się całując.
Światło w pokoju rzucały tylko porozstawiane wokoło świeczki, ale nie
zwracaliśmy w tej chwili uwagi na nastrój. Nie miałam nam, jemu, sobie tego za
złe. Starałam się, ale chyba nie o to tutaj chodziło. Piękna otoczka, ale
pięknie ma być przede wszystkim między nami. Ściągnęłam z Harrego bluzkę i
spodnie, a on nie pozostawał mi dłużny z po chwili byłam przed nim w samej
bieliźnie. Nie zwrócił uwagi, że to nie ta którą kupił mi w sklepie. Wszystko
działo się szybko. Odurzeni alkoholem i swoimi osobami nie przejmowaliśmy się
niczym. Nie było już czasu na skromne pieszczoty. Obydwoje tego chcieliśmy i
potrzebowaliśmy.
- Harry – wyszeptałam zatrzymując swoje ręce, które ściągały z niego
bokserki – musisz założyć prezerwatywę.
- Zaraz – mruknął i na nowo zaczął całować moją szyję błądząc przy tym
rękami po całym moim ciele.
- Nie Harry. Teraz, albo nigdy – położyłam mu dłonie na ramionach i
spojrzałam w oczy. – To zajmie ci tylko chwilę.
Chłopak pocałował mnie jeszcze w wszedł do łazienki ciągnąc za sobą swoje
spodnie. Zachichotałam cicho na ten widok i położyłam się pomiędzy kremowymi,
puchowymi poduszkami. Poprawiłam włosy i zamknęłam oczy starając się nieco
uspokoić oddech.
- Za chwilę stracisz dziewictwo – szepnęłam do siebie i jeszcze głębiej
zapadłam się w miękki puch.
Oddech miałam coraz spokojniejszy, ale nie otwierałam oczu. Chciałam, żeby
to on je otworzył. Tak jak zawsze na wiele spraw.
WSZYSTIEGO NAJ!
i trzymać za mnie kciuki. ♥
sobota, 15 grudnia 2012
Rozdział 36 "Thank you Lord for makin' him for me"
Blondyn zmierzył nas wzrokiem. Nawet z tej odległości
widziałam jego minę. Nie wyrażała kompletnie nic. Powiedział coś do Billa, ale
ten pokręcił głową i popchał go w naszą stronę. Jerome poprawił włosy, odwrócił
się do ojca, coś krzyknął i ruszył do nas. Tak, Jerome był synem Billa, ale
kompletnie go nie przypominał. Pewnie wdał się w matkę. Musiała być piękna, ale
zmarła. Kiedyś mi o tym opowiadał. Mówił też, że widzi, że sprawia ojcu ból. Za
bardzo mu Ją przypomina.
- Hej Jerome – powiedziałam cicho i pomachałam ręką.
Chłopak uśmiechnął się. Nie był to jednak miły uśmiech.
Nigdy nie widziałam, żeby Jerome się uśmiechał z radością. Było w nim coś
takiego, że mu na to nie pozwalało. Teraz pokazał swój uśmiech politowania,
chyba najlepszy na jaki go było stać. Kiedyś się z nim przyjaźniłam, ale zawsze
się go trochę bałam. Miał w sobie coś przerażającego i to przyciągało do niego
dziewczyny. Jedna z nich czekała pewnie teraz w jego pokoju, nie wiedząc dlaczego
ją zostawił gdy tylko usłyszał krzyk ojca. To było widać. Poza tym zauważyłam
jak ukradkiem zapinał rozporek.
- Nie widzieliśmy się taki długi czas, a ty mi machasz ręką?
– zapytał z ironią.
- Ej, spokojnie – powiedział Harry i podał rękę blondynowi. –
Jestem Harry. Chłopak Caroline.
- Jasne – powiedział kpiąco i uścisnął rękę Styles’a. – To jak
z tym przywitaniem? Co Caroline?
Popatrzyłam na Harrego, a ten wzruszył nieznacznie
ramionami. Jerome mruknął coś o tym, że nie muszę się pytać swojego chłopaka o
pozwolenie, ale ja to zignorowałam i przytuliłam się do niego. Już wiem
dlaczego był taki wredny. Czuć było od niego alkohol. I jeszcze przerwaliśmy mu
pewnie jakąś orgię seksualną. Harry też by się wkurzył… Odsunęłam się od
blondyna.
- Wiesz Jerome… Nie musisz nam nic przygotowywać. Sami sobie
poradzimy.
- Ojciec kazał mi was obsłużyć – westchnął. – Tam jest wolny
stolik. Zaraz wam coś przyniosę.
- Ile zapłacić? – zapytał Harry.
- Na koszt firmy… - Jerome popatrzył się na niego zdziwiony
i odszedł.
- Dziwny jest ten koleś – powiedział do mnie Harry gdy
szliśmy do stolika.
- Nieważne – usiadłam na skórzanym fotelu.
Harry zrobił to samo, na takim samym wielkim czerwonym
fotelu po drugiej stronie stołu. Wystój tego baru był dość dziwny. Każda para
krzeseł była inna. Tu fotele, tam ławeczki, gdzie indziej krzesełka i taborety.
Do koloru do wyboru.
Po chwili podszedł do nas Jerome i postawił przed nami dwa
wypełnione wódką kieliszki. Popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem.
- Nie serwujemy tu herbatki – warknął, a Harry już miał
wstawać, ale powstrzymałam go gestem ręki.
- Dzięki. Możesz iść.
- Macie tu całą butelkę, nie chce mi się cały czas do was
chodzić – powiedział i odwrócił się na pięcie. – O! I jeszcze to – sypnął w nas
płatkami róż. – Szczęścia.
Popatrzyliśmy na niego z Harrym jak na idiotę.
- Co za palant – powiedział Harry po czym opróżnił zawartość
swojego kieliszka. – Jak znalazłaś to miejsce? – zapytał.
- Długa historia – odpowiedziałam.
- Nie pijesz? – zapytał Harry.
- Obydwoje wiemy jak to się skończy – zaśmiałam się.
- Jeden kieliszek jeszcze nikomu nie zaszkodził – Harry poprawił
swoje włosy. – Chodź tutaj.
Harry przesunął się lekko na swoim fotelu. Uśmiechnęłam się
nieśmiało, a on zrobił taki ruch głową jakby mnie wołał. Wstałam ze swojego
miejsca i powoli do niego podeszłam. Stanęłam przed jego fotelem. Harry złapał
mnie z talii i przyciągnął do siebie. Kolanem lekko naparłam mu na krocze, ale
szybko przesunęłam nogę. Chłopak mruknął i odgarnął mi włosy z twarzy. Wziął kieliszek
i wsadził mi go do ręki.
- Ale…
- Spróbuj – nakazał Harry i uśmiechnął się zachęcająco.
Wlałam sobie zawartość kieliszka do gardła i zanim zdążyłam
się skrzywić Harry mnie pocałował. Na początku się zdziwiłam, aż tak, że
otworzyłam usta co Harry odebrał jako zachętę do dalszego całowania. Odsunęłam
się troszkę od niego, ale ten przytrzymał lekko moją głowę i przyciągnął z
powrotem od siebie. Po chwili jednak
przestał mnie całować i nalał nam do kieliszków nową porcję wódki. Wypiliśmy zawartości
swoich kieliszków niemal jednocześnie. Ja się trochę ociągałam. Harry tak jak
poprzednio zaczął mnie całować, ale tym razem sam wepchał mi język w usta.
Jeszcze nigdy się tak nie całowaliśmy. Nie chodzi mi o to, że z języczkiem,
tylko o sposób. Nie było to typowo grzeczne, zważając na to, że czułam
podniecenie chłopaka, ponieważ ręka niechcący zjechała mi na jego krocze, ale
nie zabierałam jej. Podobało mi się to. I to chyba najbardziej mnie przerażało.
Czułam w brzuchu motylki. Oderwaliśmy się od siebie. Głośno westchnęłam i
zjechałam niżej tak że prawie leżałam na jego kolanach. Harry zaśmiał się. I
zaczął gładzić mnie po biodrze. To było przyjemnie. Czułam ciarki przechodzące
moje ciało. Nagle ktoś mnie zwołał. Leniwie odwróciłam głowę i zobaczyłam
uśmiechniętego Billa wnoszącego statyw z mikrofonem i Roberta podłączającego kable
do głośnika, czy jak to oni woleli nazywać pieca.
- Chodź tutaj – pomachał do mnie.
Podniosłam się z
Harrego i podeszłam do Billa. Wsadził mi mikrofon do ręki.
- Zorganizowałem ci romantyczny wieczór z twoim kochasiem –
powiedział, a ja prychnęłam. – Więc zapłatą będzie to, że nam zaśpiewasz.
Wybuchłam śmiechem, ale się zgodziłam. Podszedł do mnie
Harry i posadził mnie na blacie baru. Sam po chwili oparł się o ścianę z
uśmiechem na ustach.
Cała sala ucichła.
Shine on me sunshine
Walk with me world, it's a skippidy doo da day
I'm the happiest girl in the whole U.S.A.
Good morning, mornin', hello sunshine
Wake up, sleepy head
Why'd you move that bojangle clock
So far away from the bed?
Just one more minute that's why we moved it
One more hug or two
Do you love wakin' up next to me
As much as I love wakin' up next to you?
You make the coffee, I'll make the bed
I'll fix your lunch, and you'll fix mine!
Now tell me the truth do these old shoes look funny?
Honey, it's almost nine
Now you be careful, got to go
"I love you, have a beautiful day!"
And kiss the happiest girl in the whole U.S.A.
Skippidy doo da thank you Lord for makin' him for me
And thank you for letting life turn out the way
That I always thought it could be
There once was a time, that I could not imagine
How it would feel to say
I'm the happiest girl in the whole U.S.A.
Now shine on me sunshine
Walk with me world, it's a skippidy doo da day
I'm the happiest girl in the whole U.S.A.
Shine on me sunshine
Walk with me world, it's a skippidy doo da day
I'm the happiest girl in the whole U.S.A.
Shine on me sunshine
Walk with me world, it's a skippidy doo da day
I'm the happiest girl in the whole U.S.A.
Wszyscy włącznie ze mną się roześmiali. Zeskoczyłam z baru i
podbiegłam do Harrego. Uwiesiłam się mu na szyi i zaczęłam się śmiać. Chłopak
jedną ręką objął mnie w pasie, a drugą dał pstryczka w nos. Potem wróciliśmy na
swój fotel i znowu wypiliśmy po kieliszku, i jeszcze jednym, i jeszcze paru. Po
każdym się całowaliśmy. To było miłe, ale zauważyłam, że rozwiązał mi się
trampek. Usiadłam na fotelu pomiędzy rozłożonymi nogami Harrego i schyliłam się
by go zawiązać. Nie szło mi jednak za dobrze. W pomieszczeniu było za ciemno, a
wiązanie sznurówek to bardzo skomplikowana sprawa. Stwierdziłam, że zrobię to
później, więc wyprostowałam się i oparłam plecami o tors chłopaka.
Harry znowu zaczął gładzić moje nogi. Zamknęłam oczy. Miłe
uczucie rozlało się po moim ciele, a motylki zaczęły trzepotać jeszcze
szybciej, gdy chłopak zaczął masować wewnętrzną stronę moich ud. Byliśmy w
ciemnym koncie i nikt nas nie widział. Poza tym fotel Harrego był odwrócony
tyłem do ludzi. Chłopak odpiął guzik moich szortów.
piątek, 14 grudnia 2012
Rozdział 35 "You told me it would last forever"
Złapałam taksówkę i ruszyliśmy do nowego miejsca. Ściągnęłam Harremu czapkę
i okulary po czym schowałam je do taksówki.
- Tam gdzie jedziemy, raczej nikt cię nie zna – dałam mu pstryczka w nos i
ściągnęłam swoje długie spodnie, a zamiast tego założyłam krótkie, poszarpane
szorty.
Harry odwrócił wzrok, a gdy ja skończyłam się przebierać złapałam go za
kark i przyciągnęłam do siebie. Niby nie powinniśmy robić tego w miejscach
publicznych, ale ten facet nie wyglądał na takiego co słucha One Direction.
Położyłam się na siedzeniu, a Harry poleciał na mnie. Zachichotałam i wplotłam
palce w jego loczki.
- Tylko mi tam nic nie pobrudźcie! – zawołał kierowca, a my się
zaśmialiśmy.
- Niech pan się nie martwi – odpowiedziałam, a w tym samym czasie Harry
włożył rękę pod moją koszulkę.
Pisnęłam i klepnęłam go po niej, żeby ją zabrał. Harry popatrzył na mnie i
dał buziaka, ale ręki nie zabrał. Przesunął ją natomiast na moje plecy,
podniósł się, a mnie przyciągnął do siebie i przytulił.
- Gdzie ty mnie wywozisz? – zapytał gdy minęliśmy kolejną stację benzynową.
Nie chciałam iść do żadnego baru w mieście. Tam musielibyśmy się zaszyć w
jakimś okurzonym kącie, a Hazza i tak jest rozpoznawalny. Wszędzie fanki. Nie,
nie miałam żadnej paranoi, ale Directioners potrafią. Możliwe, że Harry ma gdzieś jakąś pluskwę,
albo nadajnik i ktoś widzi jego najmniejszy ruch. Za dużo filmów… Jednak mogło
tak być, a ja żeby nie ryzykować zwykłego rozpoznania wybrałam coś innego niż
‘mało znaną, romantyczną kafejkę’. Tam gdzie jechaliśmy nie było nic
romantycznego. Nie byłam w USA pierwszy raz i już zdążyłam trochę poznać
okolicę. W tym zapomnianym przez młodych ludzi miejscu zostałam przywitana
ciepło, z wielką sympatią, jako chyba pierwsza dziewczyna, która postawiła
stopę za progiem jego drzwi. Zamiast wozić się z nowo poznanymi modelkami,
modelami, albo fotografami siedziałam tam. Z moją Amerykańską rodziną. Byłam
tam maskotką, ale to wcale mi nie przeszkadzało. Bo przy tych ludziach nie
musiałam udawać.
Po chwili zatrzymaliśmy się. Taksówkarz nie mógł podjechać bliżej bo
wszędzie było pełno zaparkowanych motocykli. Harry patrzył się na to wszystko
zdziwiony. Wyskoczyłam z samochodu, a Harry gdy już zapłacił za przejazd zrobił
to samo.
- Caroline…? – chłopak chciał mnie złapać, ale wyminęłam go.
Niesiona chęcią zobaczenia znajomych twarzy prześlizgałam się pomiędzy
wielkimi harleyami nie chcąc żadnego z nich nawet musnąć. Jeden włos na takim
cacku, a jego właściciel sprawiłby, że już nigdy, przenigdy nie ‘zniszczyłbyś’
niczego. Widziałam jak Artur prawie rozwalił łeb Severusowi (koleś naprawdę go
przypominał), bo ten przez przypadek usiadł na jego Mary. Większość z nich
miała obsesję na punkcie swoich ‘skarbów’. Nie chcąć żeby Harry dostał później
w twarz szybko się odwróciłam i powiedziałam, żeby żadnego nie dotykał.
- Co my tutaj robimy? – zapytał i złapał mnie za rękę. – To nie miejsce dla
ciebie…
Roześmiałam mu się w twarz, ale widząc jego reakcje przyłożyłam rękę do
jego policzka i szybko pocałowałam. Wiem, że chciał być troskliwy i z pozoru
rzeczywiście nie było to miejsce dla mnie, ale raczej sama już mogłam decydować
o tym co jest dla mnie, a co nie.
Puściłam jego dłoń, ale Harry uparcie ją trzymał. Przynajmniej mnie nie
zatrzymywał bo równie zwinnie omijał dwukołowe pojazdy. Staliśmy przed
drewnianym domem, kompletnie nie pasującym do klubów w centrum miasta. Z środka
słychać było gwar rozmów i gromki śmiech wybuchający do chwilę. Powiedziałam
Harremu żeby na mnie poczekał, wzięłam głęboki oddech i weszłam do środka.
Pierwszy zauważył mnie Billy – barman i właściciel baru, a raczej
przytuliska dla harleyowców. Mężczyźni zauważyli, że patrzy się w stronę drzwi
i wszystkie oczy zwróciły się w moją stronę. Cisza i wielkie zdziwienie. Może
mnie nie pamiętają, albo są źli, że odwiedzam ich dopiero teraz? Billy ruszył
się, ciężkim krokiem podszedł do mnie i stanął przede mną ze złowrogim wyrazem
twarzy. Żołądek związał mi się w supeł. Mierzył mnie przez chwilę wzrokiem.
- Caroline! – krzyknął wybuchając głośnym śmiechem i przyciągnął do siebie,
żeby zmiażdżyć mi żebra.
Cała sala mu zawtórowała i po chwili zostałam dosłownie przeniesiona na
rękach na drugi koniec Sali. Ze śmiechem wróciłam do drzwi. Za nimi czekał przecież
Harry, który pewnie umierał z tęsknoty do mnie.
- Mam wam kogoś do przedstawienia – powiedziałam z uśmiechem.
- Chłopak? – zapytał Robert na, którego wszyscy mówili Luke.
Pokiwałam głową, a mężczyźni znowu wybuchli śmiechem.
- I przyjechałaś z nim tutaj tylko dlatego, żeby nam go przedstawić?! –
krzyknął ktoś ze środka sali.
- Um… On miał tutaj… Pracę, a ja pojutrze mam sesję, a za tydzień nowy
pokaz – powiedziałam szybko i machnęłam ręką. – Chciałam z nim spędzić fajny
wieczór, więc gdybyś mógł nam jakoś szybko przygotować jakiś stolik. Gdzieś z
boku, żebyśmy nie przeszkadzali? – poprosiłam robiąc słodkie oczka.
- Pff! Czy ja wyglądam na kelnera? – zapytał, a ja przewróciłam oczami. –
Dawaj go tu, a ja sprawdzę kto zechce być waszym sługusem.
Otworzyłam drzwi i zawołałam Harrego do środka. Gdyby to była jakaś
restauracja w mieście nikt nie zwróciłby na nas uwagi, ale byłoby też większe
prawdopodobieństwo, że wpadniemy na fanki. Tutaj natomiast wszyscy patrzyli się
na nas bez żadnego skrępowania, ale nikt nie wyciągał komórki żeby zrobić sobie
z Harrym zdjęcie.
Wzięłam Harrego za rękę.
- To jest Harry – przedstawiłam go, a ten uśmiechnął się niemrawo.
Chłopaka jednak czekał taki sam los jak mnie. Billy podszedł i klepnął go w
plecy przedstawiając się, i tak poklepywany, popychany i poszturchiwany znalazł
się tam samo gdzie ja przed chwilą. Wydawał się lekko skołowany, ale już się
rozluźnił.
- Jerome! – wydarł się Billy. – Caroline przyjechała, przygotujesz dla niej
stolik.
Po chwili w drzwiach zaplecza pojawił się ten chłopak. Prawie zapomniałam
jak on wyglądał. Blond włosy miał w takim samym artystycznym nieładzie jak
zwykle ma Niall, ale jego były troszkę krótsze. Czarna koszulka i ciemne
jeansy. I do tego jego oczy. Jego szare hipnotyzujące oczy. Jakby były wykonane
ze stali. Jak sejf i takie się zdawały. Podobno oczy są zwierciadłem duszy, ale
u Jerome’a tak nie było. One cały czas były zimne, nie pokazywały żadnych
emocji, ale gdy się w nie patrzyło zdawały się być jak nóż. On mógł wyczytać
nimi z ciebie dosłownie wszystko, przecinał wszystkie bariery, ale sam został
nienaruszony. Jerome.
to zdj. Harrego jest śliczne *-* strrrrasznie mi się podoba
(Caroline)Barbara Palvin
HahahhahahhahahhHAHhahhahah.
i jak wam się podoba.
powiem Wam, że smutno mi się zrobiło, że krzyczycie na mnie w komentarzach ;c
no..
dzisiaj sb musze podciąć w końcu włosy
końcówki. już nigdy nie zetnę sb nic oprócz końcówek
miałam włosy do pasa a opierdoliłam (sorry) sb i pocieniowałam przed ramiona -.-
pojebana
teraz mam za ramiona , prawie do zapięcia stanika
lol, ale wgl o czym ja piszę
(chce je jak mi odrosną, albo rozjaśnić bo ma ohydny mysi kolor, albo przefarbować na brąz bo ten kolor włosów jest najlepszy)
koniec o tym
ostatnio mam fazę na lindsay lohan
więc:
niedziela, 9 grudnia 2012
Rozdział 34 "Be a good baby, do what I want"
Harry założył czapkę i okulary. Zaczęłam się śmiać. Wyglądał… dziwnie.
Chłopak westchnął głęboko i wyszedł z samochodu. Podał mi rękę, a ja chwyciłam ją i wyszłam za nim.
Loczek przyciągnął mnie do siebie i już pocałowałby mnie w usta, ale odsunęłam
się.
- Jesteśmy tu incognito – przyłożyłam palec do jego ust i się uśmiechnęłam.
– Pamiętaj, że dla ludzi nie jesteśmy parą.
- Nie mogę cię nawet złapać za rękę? – Harry zrobił nadąsaną minę. – Nikt
nie wie, że tu jesteś… Nikt nam nie robi zdjęć… Caroline, nie widziałem cię od
dwóch tygodni!
- Przesadzasz – przewróciłam oczami.
- Nie, nie przesadzam – wziął mnie za rękę i zaczął iść.
- Harry uspokój się. Idziemy w drugą stronę i lepiej bądź grzeczny –
zmrużyłam oczy.
- No dobra… Prowadź – puścił mnie.
Zaczęłam iść i poczułam dłonie Harrego na swojej talii. Zaśmiałam się, ale
w końcu nie trzymał mnie za rękę… Popatrzyłam na loczka, a ten uśmiechnął się
łobuzersko. Pokręciłam głową. On był niesamowity. Po prostu... Nawet z loczkami
schowanymi pod czapką i w okularach.
- Dobra to tu – powiedziałam i weszłam do sklepu.
*Perspektywa Harrego*
Otworzyłem przed nią drzwi, nawet nie patrząc na szyld sklepu. Nie
obchodziło mnie gdzie wchodzę. W końcu byłem jej więźniem.
Zaśmiałem się pod nosem i podniosłem wzrok z jej…
- Wow! – zawołałem.
Uderzyło mnie światło ze sklepowych lamp. Na dworze już się ściemniało, a
ja… Poczułem się jak w niebie. Wszędzie było pełno manekinów ubranych w
koronkowe staniki, stringi, koszulki nocne… Wyobraziłem sobie Caroline w jednym
z kompletów. Czyżby myślała o tym samym co ja?
- I jak ci się podoba? – zapytała dziewczyna kładąc mi jedną rękę na karku.
- Umarłem…? Jestem w raju? – z otwartą buzią jeszcze raz rozejrzałem się
po sklepie.
Caroline zachichotała. Popatrzyłem na jej błyszczące oczy, różowe usta.
Miała na sobie ciemne jeansy i białą, lekko prześwitującą koszulkę. Spojrzałem w
jej dekolt i nachyliłem się by ją pocałować, ale ona jak zwykle musiała się
odsunąć.
- Harry – pomachała mi dłonią przed twarzą, a ja jakby wybudziłem się w
transu. – Podam tej pani moje rozmiary, dobrze? A ty wybierzesz coś co ci się
spodoba – zlustrowała mnie od góry do dołu i wybuchła śmiechem. – Ale najpierw
lepiej uspokój swojego przyjaciela – poklepała mnie po kroczu i podeszła w
stronę ekspedientki.
Co..? Spojrzałem w dół. O cholera! Szybko zasłoniłem to co wystawało w taki
sposób w jaki robią to piłkarze, żeby nie dostać piłką po sprzęcie i starając
się by mój chód wyglądał nonszalancko poszedłem za Caroline.
Dziewczyny widocznie już wszystko ustaliły, bo gdy podszedłem Caroline dała
mi tylko buziaka w policzek i rzuciła coś, żebym wybrał coś ładnego, a nie dwa
trójkąty na sznurku. Po tym poszła w stronę przymierzalni.
- Twoje dziewczyna wygląda zupełnie jak Caroline Devon – powiedziała
ekspedientka. – Tylko jest jakaś szczuplejsza.
Popatrzyłem na nią. Po lewej stronie bluzki miała karteczkę z napisem ‘Andrea’.
Hmm… Ciekawe imię. Dziewczyna miała ciemną karnację i długie, czarne, kręcone
włosy.
- Szczuplejsza? – zapytałem głupio. Jak może być szczuplejsza od samej
siebie? – Może… Będzie ten komplet w jej rozmiarze? – spytałem zmieniając temat
i wskazałem na czarno-turkusowy gorset i stringi.
Dziewczyna zabrała się do szukania odpowiedniego rozmiaru, a ja w tym
czasie znalazłem jeszcze dziesięć innych do przymierzenia dla Caroline.
Gdy dziewczyna podała mi już wszystko co jej wskazałem skierowałem się w
stronę przymierzalni.
- Caroline? – zawołałem, a wtedy z jednej z przymierzalni wychyliła się jej
głowa.
- Serio? Więcej nie było? – zapytała i wzięła wyszukane komplety.
Ja w tym czasie usiadłem na jednej w puchowych kanap. Koło mnie siedział
jakiś koleś ze zbolałym wyrazem twarzy. Ja cały czas się uśmiechałem. Faceci
nie lubią chodzić z dziewczyną po sklepach, ale z Caroline było to coś zupełnie
innego, a to był sklep z bielizną.
- Stary rozchmurz się – powiedziałem.
- Niby z czego tu się cieszyć? – zapytał.
- Dziewczyny…? Bielizna…? Wiesz do czego to prowadzi – mówiąc to ściszyłem
lekko głos i poruszałem znacząco brwiami.
- Ale żeby wydawać pięć stów na stanik?! – krzyknął, a ja trochę się od
niego odsunąłem.
- Ja, dla mojej dziewczyny kupił bym nawet stanik ze złota, gdyby chciała,
albo nie… Nawet gdyby nie chciała i tak bym jej go kupił…
I wtedy drzwi od przymierzalni Caroline się otworzyły. Nieświadomy
oblizałem wargi. Wyglądała jak anioł. Powinna podpisać ten kontrakt z Victorias
Secret. Była by prawdziwym aniołem. Jeszcze z tymi skrzydłami i… Dziewczyna
uśmiechnęła się, puściła mi oczko i zamknęła się z powrotem. O czym to ja…?
- Wow – powiedziałem z tym kolesiem jednocześnie i zaczęliśmy się śmiać.
- Nie, nie śmiej się. To moja dziewczyna – zgromiłem go wzrokiem i znowu
wybuchłem śmiechem.
Caroline co jakiś czas pokazywała się w przymierzalni w nowym komplecie, a
koleś, który koło mnie siedział wyszedł gdy się przebierała. Jego dziewczyna
była… No, nie była Caroline. Na jego miejscu też bym chyba żałował jej na
stanik. To, że tak myślałem było wredne z mojej strony, ale co mogę na to
poradzić?
Z przymierzalni wyszła Caroline, podała mi stos bieliźnianych arcydzieł,
których dla niej wybrałem. Wśród nich, jak miałem nadzieję, znajdowała się jej
‘kreacja’ na dzisiejszy wieczór.
- I jak? Która ci się najbardziej podobała? – zapytałem niemalże
podskakując w miejscu.
- Nie było w tym nic… Zachwycającego – odpowiedziała obojętnie.
- Co?! – wygrzebałem czarny komplet. – To było świetne. Lubię czarną
bieliznę – uśmiechnąłem się zachęcająco.
- Jak chcesz – Caroline wstała i skierowała się do wyjścia.
- Czekaj – zawołałem na nią i przywołałem do siebie ekspedientkę.
Oddałem jej wszystko oprócz czarnego, koronkowego kompletu. Szybko go
kupiłem i wybiegłem za dziewczyną ze sklepu. Ona kiedyś wpędzi mnie do grobu.
Szybko założyłem na nos okulary i zauważyłem ją koło jakiegoś kolesia z gitarą.
Bujała się w rytm muzyki wygrywanej przez chłopaka. Wyglądała tak niewinnie.
Jakby czuła się wolna. Śpiewała razem z chłopakiem. Objąłem ją od tyłu.
- Już mi nie uciekniesz – wyszeptałem jej do ucha, a dziewczyna się
uśmiechnęła.
- Jesteś złym chłopcem.
Chłopak śpiewał Wonderwall zespołu Oasis. Znałem tą piosenkę. Caroline
widocznie też. Położyłem torbę z bielizną na ziemię. I zacząłem się kołysać
razem z nią. Obróciłem ją do siebie przodem, podniosłem i obróciłem. Dziewczyna
zaczęła się śmiać. Ja też. Nie wiedziałem nawet z czego, ale przez to śmiałem
się jeszcze głośniej. Po chwili się uspokoiłem przyciągnąłem ją do siebie i
pocałowałem.
- There are many things that I
would like to say to you
But I don't know how
Because maybe
You're gonna be the one that
saves me
And after all
You're my wonderwall…
Caroline się zaśmiała, a mi przypomniała się sytuacja z Paryża. Kiedy
pierwszy raz się pocałowaliśmy. Kiedy zaczęliśmy ze sobą chodzić. Dziewczyna
wyciągnęła w kieszeni dolara i wrzuciła do futerału na gitarę chłopaka, po czym
złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą. W ostatniej chwili złapałem torbę ze
sklepu. Jeżeli porwania tak miały wyglądać, mogliby mi to robić częściej.
Hihihihihihihihihihihihihihihihihihihi!
I jak się podoba?
Kocham Was wszystkich! Naprawdę! Bardzo mocno! Z głębi
mojego kurewskiego, zimnego serca. I chociaż was nie znam to naprawdę was
kocham. Dziękuję, że komentujecie i za ten Wasz (często bezsensowny, ale jaki
twórczy) spam.
Subskrybuj:
Posty (Atom)